piątek, 4 listopada 2011

Jacek Dukaj - Król Bólu


Zastanawiałem się, czy zacząć od tego, że książka ma ponad 800 stron(!), czy od tego, że pisanie recenzji książki jest w dzisiejszych czasach idiotyzmem. A jest dlatego, że skoro nikt prawie książek już nie czyta, to tym bardziej recenzje tych książek przydadzą się prawie nikomu. Mniejsza już o to.
Jak już powiedziałem jest to grube tomisko dla cierpliwych, którzy wszędzie wybierają się z plecakiem, w którym gotowi są trzymać ogromną książkę i nie boją się męczących pytań, co to za księga. Może jest to nawet dobry temat na podryw, aczkolwiek dla bardzo wąskiej grupy docelowej. Bo jaka dziewczyna poleci na grubą książkę? Chciałoby się powiedzieć, że jest to zbiór opowiadań, jest to jednak całkowicie pełnoprawny zbiór powieści. Postanowiłem napisać recenzję, bo zauważyłem kilka ciekawych aspektów łączących te opowiadania i sprawiających, że jest to pozycja naprawdę wartościowa i warto sięgnąć po "Króla Bólu".
Każda z powieści zawartych w książce jest zupełnie innym światem, do którego autor wrzuca nas bez żadnej zapowiedzi, wstępu, bez bawienia się w wyjaśnianie zasad nim rządzących. Dukaj najprawdopodobniej wychodzi z założenia, że jeśli czytasz jego książkę, jesteś na tyle inteligentny, że sam się domyślisz tego wszystkiego, jeśli nie, trudno. I to w sumie przyjemne, bo oprócz śledzenia fabuły otrzymujesz całą masę mikro zagadek, które musisz rozgryźć, żeby odnaleźć się w tym świecie. Jednocześnie przy czytaniu ostatniej powieści byłem już nieco zmęczony tym ciągłym zmienianiem się światów. Myślałem, boże znowu od nowa się tego wszystkiego uczyć. Jednak już po kilkunastu stronach absolutnie mnie ten kolejny nowy świat pochłonął. Dukaj zastosował bardzo ciekawy "trik", który udał mu się wyjątkowo sprawnie, a który mógł go przecież zgubić. Mianowicie przy kolejnych powieściach oddawał niejako hołd różnym autorytetom tworząc, czy też odtwarzając klimat tych twórców, bądź budując wątek fabularny w sposób podobny do nich. Przykładowo jedna z opowieści (czytałem to dawno i nie pamiętam, która) jest hołdem dla Stanisława Lema, gdzie są jeszcze lampowe komputery na mostkach ogromnych statków kosmicznych przemierzających ogromne odległości pomiędzy planetami. Powieść ta rzeczywiście oddaje to, co tworzył Stanisław Lem, zadaje nawet filozoficzne pytanie, z którym pozostawiony jest czytelnik po przeczytaniu powieści. W kolejnej powieści można odnaleźć silne odniesienia do Jądra Ciemności (Heart of Darkness) Josepha Conrada. Tak naprawdę jest to niemal ta sama powieść, tyle, że akcja nie dzieje się już na parowcu, a na odległej i odizolowanej planecie, o które walczą wrogie sobie imperia. Jest to ta sama podróż w głąb duszy i ta sama krytyka otaczającego świata.
Elementem wspólnym dla właściwie wszystkich tych powieści jest stanie u progu przerażającej rewolucji. Gdzie bohaterowie są zmuszani do opowiedzenia się po stronie aktualnego bytu, lub nadciągającej zmianie. Gdzie każdy z wyborów jest tak naprawdę zły, czy zły dla kogoś, dla którejś ze stron. Jednocześnie nawet mimo powstającej rewolucji tworzy się świadomość, że nic to może nie zmienić. Że stary ład zostanie nastąpiony przez nowy ład, który prędzej czy później będzie znów starym ładem i być może będzie zastąpiony kolejnym. Pojawiają się pytania, czy w ogóle warto? Czy to coś zmieni? Czy to się kiedyś skończy?

Dla tych, co nie lubią czytać: Ludzie!!! Ponad 800 stron! Albo jesteście na tak, bo w chuj czytania, a jedna książka. Albo spierdalacie do lasu, bo ja pierdolę! 800 stron!!! Ile czytania. Na pewno nie jest to książka na jedno posiedzenie w kiblu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz