piątek, 9 października 2009

Wojna Polsko Ruska


Wojna Polsko Ruska pod flagą biało- czerwoną Doroty Masłowskiej.

Piszę to, bo nie mogę już znieść tej fali nieporozumień związanych tak z filmem, jak i z książką. Oglądałem ten film łącznie z około 20 osobami, z czego tylko ja czytałem książkę, co mnie osobiście dziwi. Bo po co ludzie chcą oglądać film na bazie książki, której nie czytali? Ale mniejsza o to. Za każdym razem reakcje były takie same: „Co to kurwa jest?”, „O co tu kurwa chodzi?” i „kurwa”. Wkurza mnie to już przyznaję szczerze. Nie wiem, czy dlatego, że czytałem książkę jestem w stanie zrozumieć fabułę filmu, czy może po prostu ludzie nie są w stanie skupić się wystarczająco i śledzić wątek. Fabuła jest w sumie dość prosta. Jest sobie silny, trochę dresiarz, trochę feciarz, człowiek niekontrolujący swoich emocji, reakcji, na nigdy nie kończącym się haju. W ciągu pewnego czasu spotyka on trzy różne kobiety w swoim życiu. Jest Marta, ładna i głupia, do tego puszczalska. Angela obrazuje stereotyp EMO, tak ostatnio popularnego. Jest też chrześcijańska, pseudointelektualna dziewczynka z dobrego domu. Silny podróżuje przez to wszystko popadając w coraz głębszy narkotykowy wir, rzeczywistość miesza mu się ze snem, regularnie urywa mu się film i budzi się w różnych dziwnych miejscach i sytuacjach. O dziwo! Nawet w takich momentach film „daje radę” i można dość szybko i logicznie wywnioskować kiedy takie sytuacje mają miejsce, więcej, można się domyślić co się stało przez ten czas, kiedy Silny był nieprzytomny. A jeśli ktoś jest naprawdę niedomyślny, to prędzej czy później któryś z bohaterów (np. Lewy) wszystko co się działo Silnemu opowie.

Jednym z elementów, który rozpraszał i powodował nieporozumienia jest wplecenie w linię fabularną filmu zdjęć quasi-dokumentalnych opowiadających o procesie pisania samej książki. Pokazana jest niby rodzina samej Masłowskiej, brat handlujący narkotykami, ojciec „artysta” itd. W prostej linii można dopatrzyć się skąd Masłowska brała natchnienie do pisania kolejnych rozdziałów. Jest to bardzo jasno i zrozumiale przedstawione. Dodatkowo, żeby było jeszcze jaśniej, sceny te były podzielone na te, widziane bezpośrednio przez Masłowską (z czerwonym, ciekawym filtrem i lekkim rybim okiem) oraz na takie z zewnątrz, kadrowane bardziej tradycyjnie. Masłowska pisząc książkę przygotowywała się do matury, co ma odzwierciedlenie w filmie. Film jest bardziej dosłowną adaptacją książki niż filmem w tradycyjnym rozumieniu tego słowa. Może stąd te nieporozumienia. Masłowska w pewnym momencie tłumaczy Silnemu, że jest tylko wymysłem jej wyobraźni i istnieje jedynie na kartach książki. Ale to nie wystarcza widzom, którzy nie są w stanie zaakceptować tego, że ten film nie jest filmem. Że nie obowiązują w nim prawa fizyki, normy i standardy przyjęte w świecie rzeczywistym. Ważne w oglądaniu tego filmu jest zrozumienie faktu, że to jest tylko książka. To nie jest próba opowiedzenia autentycznej historii. Wszystko jest od początku do końca tylko historią, książką, tworem sztucznym, który można rozpatrywać bez odniesień do świata realnego. Ruskie to nie są Rosjanie, chociaż może są, ale nie muszą być. Czy to jasne? Mam nadzieję, że tak. Jak nie to przeczytaj sobie to zdanie o Ruskich jeszcze z dwa razy. Ktoś mógłby skarżyć się na banalne dialogi. Czy może głupie, albo głupawe. Ale to ma tutaj zupełnie inny wyraz. Niekończący się słowotok Angeli jest pewnym jej środkiem wyrazu, podkreśleniem tego, jak bardzo próbuje zwrócić na siebie uwagę. Jej ustawiczne mielenie ozorem i wygłaszanie prawdopodobnie najgłupszych kwestii w historii może być chociażby lustrzanym odbiciem tego co znajduje się na fotka.pl czy w ogóle w Internecie.

W filmie da się zauważyć mnóstwo odwołań do dzieł takich jak chociażby Trainspotting. I tutaj właśnie widzę problem z tym filmem. Gdyby to był film produkcji brytyjskiej, czy amerykańskiej, rozpuszczalibyśmy się teraz nad tym jaki jest on wspaniały i kultowy. Ale z racji tego, że to produkcja polska, nikt nie jest w stanie pokusić się o tak wysokie oczekiwania, o otwartą głowę przy oglądaniu. A oto właśnie doczekaliśmy się produkcji na światowym poziomie (może trochę te niektóre efekty specjalne były nad wyrost, ale to nie zmienia wartości całego filmu) i nikt nie próbuje nawet tego dostrzec. Na film spadła fala krytyki już w momencie, gdy pojawił się plakat. Mówiono, że to plagiat właśnie z plakatu filmu "Trainspotting". Jednak już nikt nie pokusił się o porównanie samego filmu. A podobieństw jest mnóstwo. I nie mam zamiaru narzekać. Bo nasz Trainspotting jest po prostu nasz! Polski! I jest świetny.

Dobra, nie chce mi się już o tym gadać.

Jedna uwaga: Przeczytaj kurwa książkę! I nie pierdol.

P.S. Nawet w telewizji widać, że ludzie nie rozumieją tej książki zupełnie, we wszelkich komentarzach opowiadają głównie o doskonałej grze aktorskiej wiadomo kogo. No bo to i prawda. Ale to taki temat ściema, mówią o tym, o czym są w stanie powiedzieć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz